Do końca wody...
Pora do szkoły, nowy rok szkolny się rozpoczął
23 lutego 2018

Chyba przydałby się na misji autobus albo jakaś ciężarówka, bo gdy tylko postanowię, że jadę do miasta, to momentalnie pojawiają się tłumy by pojechać ze mną. Czy oni potrafią czytać w myślach? Tym razem samochód wypełnił się „studentami”. Jedziemy do miasta po „szkolną wyprawkę”. Nasze 4 dziewczynki z misji, które skończyły szkołę podstawową, po uroczystym rozdaniu świadectw we wrześniu, cierpliwie i z zaufaniem czekały na wyniki ich końcowych egzaminów, które stanowią drzwi do dalszej edukacji. Jedna z nich Namayba okazała się jedną z najlepszych uczennic w klasie i trafiła do pomocowego programu edukacyjnego, przygotowującego najzdolniejszych uczniów do szkoły średniej przez okres 2 miesięcy, sponsorowany przez różnego rodzaju organizacje. Wróciła do nas na święta, pomogła w kolejnej edycji „masajskiego elementarza” i z uśmiechem na twarzy przyniosła wyniki zarówno ze swoich korepetycji, jak i formularz przyjęcia do szkoły średniej.
To dziwny system edukacyjny, bo dzieciaki po ukończeniu 7 klas szkoły podstawowej, trafiają do gimnazjum 4 letniego, które w 95% jest z internatem i najczęściej oddalone o kilkadziesiąt kilometrów. W formularzu szkolnym jest długa lista potrzebnych rzeczy. Na ile zeszyty, słownik, mundurek szkolny (do formularza są dołączone skrawki materiału w kolorze obowiązującym w danej szkole mundurków), wydają się zrozumiałe, to dziwią umieszczone na niej: materac, metalowa skrzynia, motyka. To wszystko kosztuje i choć „niby” edukacja jest darmowa, to koszt takiej wyprawki dla nowego ucznia do szkoły rządowej to niejednokrotnie ok. 300 $, a gdyby to była szkoła prywatna należałoby to pomnożyć przez co najmniej 4! Przygotowaliśmy listę zakupów dla każdej z naszych dziewcząt. Namayba, Seyanoi, Sipando, Nasandi. Przez kilka lat mieszkały z nami na misji. Ostatni rok zgodnie z regulaminem szkolnym w Olbalbal, spędziły w internacie szkoły podstawowej. Jest to stwarzanie dzieciakom szansy na lepsze przygotowanie do końcowych egzaminów. Ten dodatkowy czas na naukę wieczorną porą gdy normalnie w domu dzieciaki musiałyby pomóc w szukaniu chrustu do ogniska czy wody, doglądnąć stada kóz czy owiec, przygotować posiłek, zająć się młodszym rodzeństwem, procentuje bardzo szybko lepszymi wynikami w nauce.
4 okazała się cyfrą dnia. Tyle dziewcząt pojechało ze mną do Karatu i tyle godzin potrzebowały na zrobienie zakupów. Dumnie pokazywały mi „zdobycze”. Mogliśmy wracać do domu. Za kilka dni czeka je podróż na „koniec świata”, bo miejsca gdzie są szkoły to dla nich „lata świetlne” od naszego Olbalbal. Musimy jedynie poczekać na uszycie mundurków szkolnych. Będą gotowe w za tydzień. No ale mamy czas... Trochę dziwne te szkoły, bo dzieciaki mają 2-3 tygodnie by się do niej zgłosić. Nie ma tak, że 8ego stycznia rozpoczyna się rok szkolny. Owszem, ale pierwszoklasiści mają czas do 21 lub nawet 28 by w szkole się pojawić. Co robią ci, którzy w murach szkolnych są już 8ego... pozostanie tajemnicą! Pozostałe dzieciaki na misji, zazdrosnym okiem spoglądają na zakupy starszych koleżanek.
Za parę dni ruszą na tę drogę do źródeł wiedzy, choć jak to się dziwnie mówi w „masajowie”, źródło uważane jest za „koniec wody”. To tam w skale czy w ziemi, woda „się kończy”. I choć w języku suahili mówi się, że „wiedza jest oceanem”, to każdy ocean zaczyna się u niewielkiego źródła zagubionego w lesie, górach, na sawannie. Niech obficie czerpią z tej ofiarowanej im szansy, tym bardziej, że nie jest to łatwy czas o czym nas upewniają wyniki naszych innych uczennic. Braki podręczników, nieobecność nauczycieli znikających gdzieś na długie tygodnie, miesiące, wykładowy język angielski, który dla większości jest „nowy”, sprawiają, że wyniki z pierwszego i drugiego półrocza są nie najlepsze, by nie użyć słowa „przerażające”. Większość przedmiotów „oblane”, a te „zaliczone” i tak są „przepchane”. Co robić? Czy warto kontynuować, skoro pierwsza klasa jest zawalona? Niestety w systemie edukacyjnym nie ma „powtarzania klasy”. Po dwóch latach jest państwowy egzamin i dopiero wtedy można powtórzyć klasę. Budowanie na lichym fundamencie nie jest dobrą zapowiedzią. Nie oznacza to, że nie korzystają z danej im szansy. W bardzo małym stopniu mają na to wpływ. Może wakacyjne korepetycje byłyby szansą na wyrównanie poziomu? Ja tylko głośno myślę...
W środę zabrałem Namaybe, Sipendo i Nasandi ze sobą do Malambo. Jechałem na sąsiednią (80km) misję a dziewczyny miały trafić do szkół w okolicy. Do tego w Malambo jest co środę dzień targowy i część z nich może znaleźć transport (najczęściej ciężarówki, które przyjeżdżają z towarem) do swoich szkół. Poszczęściło się tylko Nasandi, która jedzie do Monik, w którym mam nocować przez 3 dni, odwiedzając wspólnoty nad brzegiem Jeziora Natron. Tak... to rzeczywiście czas migracji, bo na sawannie między Ngorongoro a Malambo musimy dosłownie się przepychać przez tysiące antylop gnu i zebr, które znalazły się tu o tej porze roku. Dziewczyny w swoich mundurkach szkolnych, z materacami, wiaderkami, metalowymi skrzyniami próbują się uśmiechać, choć do domu jest coraz dalej. Pożegnanie w Malambo... pożegnanie z Nasandi w Monik (to 150km z Olbalbal). Spotkamy się na przerwie semestralnej w czerwcu!
Sen o szkole kolejnej grupy dziewczynek się realizuje dzięki Waszej pomocy. Projekt „Bahati Nzuri” zwany przeze mnie „Biedronkami” obejmuje coraz większą grupę dziewcząt. Wiele z nich nawet dla mnie pozostaną bezimienne. Ile jest „naszych Biedronek”... Dużo! Bo przecież część przesłanych przez Was środków trafia do szkoły w Emuso”, gdzie chroni się wiele dziewcząt uciekających od tradycyjnie zaplanowanych małżeństw czy dramatycznej sytuacji w domu. Tam pracuje moja przyjaciółka Teika (Masajka), która pomaga siostrze Marii w tym „schronisku” dla dziewcząt. Ile jest „naszych Biedronek”? Dużo, bo w Moicie Bwawani kolejny raz pomagamy dziewczynką, które najczęściej nie chodzą do szkoły przez kilka dni gdy mają miesiączkę. Część ze środków idzie na zakup podpasek, które w są odsprzedawane ale po cenie 4 razy mniejszej, by był to zakup na każdą kieszeń. W minionym roku naszych małych kobietek było prawie 80!
Meriana wróciła na 2 rok do szkoły. Jej wyniki były bardzo słabe. Sama mówiła, że sobie nie radzi, że spróbuje, że zrobi wszystko co w jej mocy by poprawić wyniki, ale wkradł się w jej serce i umysł niepokój, że może się nie nadaje do szkoły. Spróbujemy jej pomóc. Sinyati uśmiecha się coraz częściej. Jest w 5 klasie szkoły podstawowej i bardzo się cieszy i jest wdzięczna, że może się uczyć. Już chyba nawet jej ojciec, który ma problemy z alkoholem, nawet się pogodził, że Sinyati powinna się uczyć i że to jest najlepsza dla niej szansa, której ma nadzieję, że nie zmarnuje! Noloiboni zakończyła 2 letni program w szkole dla krawcowych. Pomimo jednej ręki, radzi sobie bardzo dobrze. Liderzy wioski też okazali się pomocni, bo znaleźli dla niej mały pokoik, w którym może prowadzić swoje krawieckie atalie. Podczas mojego urlopu miała zakończenie roku szkolnego. Kilka tygodni później odwiedzili ją nauczyciele ze szkoły, którzy przywieźli jej obiecaną maszynę do szycia i materiał by mogła od czegoś zacząć. Już pojawiły się pierwsze zamówienia na szkolne mundurki z sąsiedniej szkoły podstawowej. Co miesiąc odkłada pewną kwotę pieniędzy bo marzy by wybudować małą masajską chatę dla swojej matki i by mogły tam zamieszkać razem.
Wasza pomoc jest bezcenna! Tak bardzo bym chciał byście kiedyś poznali osobiście „nasze Biedronki”. Są tak Wam wdzięczne, za „szczęście” w ich życiu, jakie im ofiarujecie! Pamiętają o Was w modlitwie. Staliście się dla nich „najbliższą rodziną”! W ich imieniu Was pozdrawiam i dziękuję! Z Bogiem
Olbalbal I'2018