Jednym z pierwszych wspomnień, jakie mam z Afryki jest głośny, perlisty, dźwięczny śpiew ptaków o poranku. Zapytana po kilku dniach, co mnie zaskoczyło, odpowiadałam właśnie, że śpiew ptaków. To odkrycie było tak dojmujące, że postanowiłam wtedy zrobić, co w mojej mocy, by mieć takie doświadczenia na co dzień. Żeby zauważać, świat, który jest wokół mnie, blisko, za oknem, na wyciągniecie ręki. Żeby zachwycać się małymi sprawami, cyklicznością świata natury, żeby uważnie obserwować to, co pozornie niewidoczne, jak np. wiatr. Ostatni rok pokazał mi, że to wcale nie jest tak proste, jak myślałam.
Na Dzień Kobiet dostałam kwiaty. Stoją wciąż w wazonie. Ile minut w ciągu ostatniego tygodnia poświęciłam, aby się nimi ucieszyć, pozachwycać, docenić i podziękować za osobę, która mi je podarowała i uwielbić Boga, który je stworzył? Czy poznałam ich zapach? Czy ich kolor coś mi przypomina? Hmm... Czy mam czas, żeby zadawać sobie pytania i zastanawiać się nad odpowiedziami? Czy daję sobie prawo do tego, żeby jeszcze się o coś pytać? Czy coś mnie jeszcze w tej rutynie pandemicznego świata zaskakuje? Czy słyszę ptaki?
Co takiego kradnie mój czas, który mogłabym mieć na taką refleksję choćby kilka razy w tygodniu? Co zabiera moją uwagę, którą mogłabym skierować na dialog z człowiekiem, który siedzi tak bardzo niedaleko? Czy ta bliskość fizyczna odzwierciedla bliskość więzi między nami? Co dziś zrobiłam, żeby podtrzymać tę więź? Czy powinnam okazywać wielkie gesty, żeby budować więź? Co jest nam potrzebne, żeby miłość między nami była głębsza, silniejsza? Czym wypełniamy treści naszych rozmów? Czy znajdujemy jeszcze czas, żeby być prosto, bez pośpiechu, bez demonstrowania innym, ale w poczuciu, że jesteśmy realni, nie wirtualni, nie cyfrowi i że życie dzieje się tu i teraz – nie w Internecie, na Netflixie, na You Tubie, Twiterze; nie w planach na zagraniczne wakacje za kilka miesięcy, nie w akcjach, zadaniach i zajęcia, żeby ciągle siebie poprawiać?
Czy mam jeszcze w sobie przestrzeń, świeżą ciekawość, żeby obserwować, jak dobrze stworzył mnie Ojciec? I że wydał swojego Jedynego Syna na cierpienie z miłości do mnie? Żebym miała życie wieczne. Czy wierzę jeszcze w to, że Bóg stworzył mnie cudownie, z czułością, tkliwością, że dał mi ciało, temperament, osobowość, pragnienia, wyobraźnię, wrażliwość i że uczynił mnie jedyną w swoim rodzaju (dosłownie!)? Jak mi z tym jest?
I jak mi jest z tym, że piszę (czytam) tak wiele pytań? Czy zastanawianie się nad tym kim jestem, jaka jestem i po co jestem napawa mnie lękiem, budzi ekscytację, czy....? No właśnie – co? Czy potrafię pozostać z pytaniami przez jakiś czas, czy potrzebuję odpowiedzi już teraz? Gdzie ich będę szukać?
Czy odważę się wyłączyć Internet na resztę weekendu i dam sobie przestrzeń na dialog z Bogiem lub drugim człowiekiem o tym, co zrodziło się w moim sercu w ostatnich minutach?
Jeśli tak jak ja lubisz zadawać pytania i słuchać ptaków i szumu wiatru, pójdźmy dziś razem na spacer z wyłączonym telefonem. Może znajdziemy krokusy i nie robimy im zdjęcia na Instagrama. I tu też nie będzie zdjęcia. Mój i Twój mózg jest stworzony z całym pakietem umiejętności wyobrażania sobie, użyjmy dziś jego właściwości.